piątek, 19 sierpnia 2011

W przednoc.

Akuku namuniu! Jedna noga stoje juz w samolocie do San Francisco a druga zamykam drzwi kabiny na campie. Dokladnie rzecz ujmujac, robie porzadny zamach i robie skok niczym ninja podnoszac jedna noge w gore wydajac z siebie walczny dzwiek "jaaaaaa":)

czwartek, 28 lipca 2011

Nassau Suffolk


Znajduje sie teraz na polwyspie o dlugosci 190 km i szerokosci nie przekraczajacej 32 km. Kiedys polwysep ten nazywal sie Paumonauk, co prawdopodobnie w jezyku indianskim oznaczalo " ryboksztaltna wyspa". Pochodza stad m.in Jackie Kennedy i Mariah Carey.
Tak, jestem tu naprawde. Dwie godziny od Nowego Jorku i sto lat swietlnych od Polski. Mam ze soba jedna walizke, jedna torbe i aktualnie $1000.
Pisze z komputera, ktory stoi w biurze Camp 4-H, a obok mnie siedzi Janine, amerykanka o wloskim pochodzeniu. Jest mi goraco, dusze sie, mimo, ze klimatyzacja jest wlaczona i dudni niemilosiernie nad moja glowa.
A wczoraj, wczoraj mialam jeden z najgorszych dni w moim calym zyciu. Tego stresu nigdy nie zapomne, chociaz teraz smiac mi sie chce na sama mysl o tym co sie wydarzylo.
Wszystko zaczelo sie od smialego pomyslu: jedziemy na wycieczke do Kaliforni i Meksyku! Super! Tylko chwila chwila... nie mamy karty kredytowej czy chociazby debetowej, zeby zarezerowwac cokolwiek.
Patt, dojrzala kobieta, ktora pracuje na campie od kilkudziesieciu lat, chcac zrobic sobie prezent na swoje 50-te urodziny, postanowila jechac z nami! Wymyslila, ze kupimy tzw. gift cards, ktore zastepuja karty kredytowe i dzieki nim bedziemy mogly zarezerowac wycieczki i loty. American Express- marka naszych gift cards, miala byc najlepsza ze wszystkich, jednak okazalo sie, ze pomylilismy sie bardziej niz kiedykolwiek.
Trzy karty, o wartosci $1300 dolarow byly absolutnie bezuzyteczne. Zamrozone, plastikowe pieniadze lezaly przed naszymi oczyma na stole, na ladzie w sklepie, w banku, na klawiaturze komputera. Nikt nigdzie nie chcial ich zaakceptowac. W glowie pojawialy mi sie obrazy, niczym wyciete klatki filmu, calych szeregow malych, amerykanskich dolarow zwawo maszerujacych donikad.
Uratowal nas maz Patt. Odkupil od nas te udogodnienia wspolczesnosci i dal nam gotowke. Zywa gotowke. Tak sobie mysle czasem, ze fakt iz urodzilam sie w czasach komunistycznych wplynal na mnie mimowolnie, nawet jesli mialam tylko roczek, gdy cale to szalenstwo sie skonczylo.

niedziela, 24 lipca 2011

Kategoria "Nowy Jork"

Jesli nie spisz, wypowiedz swoje imie! Tylko jesli wlasnie znajdujesz sie w Nowym Jorku, nie licz, ze ktokolwiek Cie uslyszy. Zagubiony, ale i z poczuciem, ze jestes czescia wielkiego, spojnego organizmu, mozesz krzyczec ile chcesz, a i tak odbije sie to echem muzyki na Times Square.
Gdy pierwszy raz wjezdzasz do tego miasta, zdaje Ci sie, jakbys wplywal to wielkiego naczynia wypelnionego po brzegi przemyslem, muzyka, moda, szalenstwem, kaprysami, bieda i radoscia bezdomnych, smieciami czy zapchami kuchni z calego swiata. Calosc okryta slodka wolnoscia daje zludzenie piekna i wyzwolenia. I taka jest rzeczywistosc.
Stojac w samym centrum Manhattanu, zwanym pepkiem swiata, nie znajdziesz chwili wytcheniania. Czujesz sie jednak szczesliwy i pedzisz z tlumem nie wiadomo gdzie i po co. Obracajac sie wokol wlasnej osi probujesz ogarnac wszystko wzrokiem. Tak trudno Ci uwierzyc, ze Manhattan, niegdys wyspa nalezaca do Indian z plemienia Tigua, zostala sprzedana za 23 dolary! W 1524 roku, europjeczyk Giovanni Ferrazano, wyladowal na Manhattanie i aby zjednac sobie tamtejsza ludnosc poczestowal ich "woda ognista"- rum antylski, pozniej zwany przez tubylcow coow-woow. Wyspe natomiast nazwali manna-hata czyli doslownie "miejsce pijanstwa". W 1626, osadnik holednerski, przekonal Indian aby sprzedali Manhattan za cene 60 guldenow czyli 26 dolarow. Dzisiaj, potezne firmy placa ok $200 000- $350 000 miesiecznie za reklamy by w kazdej sekundzie wyswietlania, miliony ludzi wierzyly we wspanialosc ich produktu.

Nasza wczorajsza wycieczka do NY rozpoczela sie w EastCetral Park a punktem startowym byl Jacqueline Kennedy Onassis Reservoir  zwany Central Park Reservoir- najwieksze jezioro w obrebie calego parku. Przeszlismy 1,58 mili(2,54km) aby obejsc calosc, slonce i temperatura spowalnialy nasze ruchy coraz bardziej, ale nie tlumily naszych rozradowanych buziek. Zmeczeni usiedlismy, zeby odpoczac i nabrac sil na dalszy spacer. Nagle Dorota po cichu "krzyknela"(wiecie, tak jak wtedy gdy chcesz cos szybko i niezauwazalnie powiedziec, ale ulotnosc chwili sprawia, ze dzialanie poprzedza mylenie;): " Sylwia, czy to nie sa Ci ludzie, ktorych spotkalysmy w samolocie w drodze do Stanow?". No tak! Jaki ten swiat maly... Tak samo jak my, mlody chlopak z dziewczyna siedzieli na lawce i ledwo zywi, lapali ostatnie hausty powietrza, po czym wstali i udajac, ze nas nie rozpoznaja, poszli dalej. No coz..
Pierwszy przystanek zaliczony. Czas na kolejny cel: Museum of Metropolitan Art- jedno z najwiekszych i najlepszych muzeow swiata usytuowane wzdluz 5th Avenue. Uwaga: zbiory obejmuja ponad dwa miliony dziel sztuki ostatnich pieciu milionow lat i pochodza ze wszystkich czesci swiata. Czyste szalenstwo dla artystow!
Niestety mielismy malo czasu na zwiedzanie wszystkich wystaw, dlatego skupilismy sie tylko na kilku. Interesowaly nas: " Drawings and Prints", " Musical Instruments"i "Photographs", "ale po drodze udalo nam sie zobaczyc fragmenty wystawy " Malarstwo Europejskie i Rzezba z XIX wieku". Melissa-moja wspolokatorka i partnerka kuchenna z porzedniego roku, nasza przewodnicza, opiekunka i dziewczyna z golebim sercem, miala praktyki w dziale " Special Exhibions i New Installations", gdzie akurat miala miejsce wystawa ubran Lady Gagi. To takie dziwne uczucie, kiedy spacerujesz po tak monumentalnych budynku, a ktos kto jest Twoim dobrym znajomym, odbywal tam cos tak przyziemnego jak praktyka studencka. Zycie...:)
   Po wyczerpujacym i naprawde wartosciowym spacerze po MET-cie troche zglodnielismy. Padlo na shusi przy UNION SQUARE. Drew, przewodnik nr 2, Amerykanim z Arizony poprowadzil nas przez szereg nowojorskich ulic, skrzyzowan, przejsc na pieszych. Kilka razy o maly wlos a przejechalaby nas zolta taksowka, co wlicza sie w ryzyko zwiedzania NY.
Metro w Nowym Jorku jest nieslychanie rozbudowane, kto nie slyszal o szczurach, ktore czasami wchodza do wagonu podczas postoju pociagu na stacji albo o niezliczonych podziemnych tunelach, przez ktore mozna dostac sie w kazde miejsce amerykanskiego miasta. Ha! I tak jestesmy dumni z naszej warszawskiej, jedynej lini metra. A w perspektywie budowa drugiej!
Dziewiec przystankow i wreszcie Astor stop. Po wyjsciu z klimatyzowanego wagonu buchnela nam w twarz fala goroca , a wraz z nim smrod metalu, potu i spalin. Po kilku minutach bladzenia znalezlismy shushi place przy ulicej tetniacej zyciem, bieda i nieslychanymi pomyslami na biznes. Czy widziales kiedys sklep tylko z brudnymi, uzywanymi butami, ktore poukladane w olbrzymie stosy czekaly na kolejnych wlascicieli? W zaglebieniu straganu stan pan Chinczyk lub Japonczyk i ze skupieniem na twarzy dobieral kolejna pare butow, przeszukujac swoje zasoby z pewnego rodzaju determinacja.
Glodni i spoceni przekroczylismy prog drzwi, aby za chwile przywitala nas mila japonka. Symaptycznie sie do nas usmiechnela, ale na twarzy miala wypisane zmeczenie. Prowadzila nas w glab, dalej i dalej, przez opary gotujacych sie potraw, uradowanych i rozgadanych gosci, ktorzy z pasja na twarzy pochaniali azjatycje lub japonskie przysmaki. Szybka i dudnioca muzyka dodawala temu miejscu szczegolnego klimatu, wszystko tetnilo nowojorskim zyciem. Kelnerka niespodziwanie zniknela. Za chwile zdalismy sobie sprawe, ze zeszla po schodach by zaprowdzic nas do przytulnej, zaprojektowanej w czerwono czarnych barwach i wypelnionej po brzegi spokojna muzyka piwnicy. Co za ulga!
   Juz buty wtapialy nam sie w asfalt, zblizala sie godzina 22.00 i zmierzalismy w strone Times Square. W nocy widok milionow migalijacych swiatelek, muzyka i niesamowita atmosfera, daje Ci cos, co ja nazywam "to co zobaczysz to twoje". Trafilismy na fashiuon show, w samym centrum. Nad naszymi glowami blyskaly dwa bilboardy emitujace pokaz, a przed naszymi oczyma szczuple i wysokie modelki prezentowaly migoczace najnowsze trendy mody.

piątek, 22 lipca 2011

O masz;)
Nigdy nie wiadomo co Ci spadnie niespodziewanie pod nogi i znajdzie sie w zasiegu Twojego wzroku i rak. Nigdy nie wiadomo co Cie zaskoczy i sprawi, ze wytrzeszczysz oczy jak kot srajacy na pustyni, podniesiesz glowe, spojrzysz ku niebiosom, westchniesz. Wylaczysz sie z towarzystwa i sytuacji, po czym zapytasz samego siebie " JAK TO JEST MOZLIWE, ZE JESTEM TERAZ I TU PO RAZ DRUGI. WIDZE TYCH LUDZI I TE RZECZY. PRZECIEZ MARZYLAM O TYM CALY ROK, A MARZENIE MIALO SIE NIE SPELNIC. A JEDNAK SPELNIO SIE i JEST." Okazuje sie, ze nic sie we mnie nie zmienilo, ze swiat dalej wyglada normalnie, a ja tu jestem i widze wszystko na wlasne oczy.

Wracam myslami do Polski. Budze sie w swoim lozku. Witam pierwsza mysl " KAWA", ide do kuchni. Wracam do pokoju. Wlaczam telewizor i mysle o Meksyku. A tu masz Ci niespodzianka, wlasnie planuje podroz do Meksyku?:O i Californi.. a to tutaj w Ameryce brzmi smiesznie normalnie.

niedziela, 17 lipca 2011

Gdy patrze na Ciebie, widze balagan. I nawet gdybym zebrala w sobie wszystkie sily, przypomniala wszystko to o czym zapomnialam, wskrzesila swoje umiejetnosci organizacyjne, nie dalabym rady posprzatac Twojej glowy i duszy. Zbyt duzo smieci i kurzu. Za malo powietrza.

piątek, 15 lipca 2011


"Tomorrow is Friday. It is awesome. Drew is coming tomorrow, that means we will actually have songs at counselor fire. Sounds good to me and to Brian who is sitting next to me at this moment. Brain- is very nice and he sometimes gives me massages which is very pleasant. Right now Dorothy came and Janine as well. Janine asked what are we going to do tonight."- tak brzmialy slowa Briana T., ktory chcac pomoc mi w napisaniu kolejnej notki, stanal za moimi plecami i dyktowal mi slowa:)

Friday...
Wrocilam ze swojej lekcjio sketchingu, zebralam od campersow ich najlepsze rysunki i mam zamiar zrobic z nich mala wystawe w lodge. Poki co zastanawiamy sie z Gabby, kto powinien wygrac konkurs na najbardziej przystojnego counsellora na campie. Swoja droga, niezly konkurs... Aj i Rob, dwoch najbardziej "niesmacznych" chlopakow na campie(bardzo zabawnych i fajnych z drugiej strony) moga czuc sie wykluczeni z gry... Gabby, sliczna ciemnowlosa Amerykanka przed chwila powiedziala tak: So Today we must determine the top ten hottest counselors at camp. This is very difficut because our options are very limited. We have got five down so far and the rest of the counselors are hard to work with. But we are excited to see who is going to win. We will find out tonight. We both vote Anthony first and James tenth.
... Co jest dla mnie nieco zenujace i zabawne jednoczsnie, bo tu nie ma nikogo na kogo moglabym wlasciwie zaglosowac!;)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Przebudzilam sie bez obrazy na caly swiat, ze musze podniesc sie z lozka i siegnelam po telefon, ktory niesmialo wibrowal dajac do zrozumienia, ze czas na jogging. Przebralam sie, chwycilam mp3 i juz po pary sekundkach wiedzialam, ze nic z tego nie bedzie. Moja noga odmawiala mi posluszenstwa. Musialam pocieszyc sie stretchingiem.
Pare minut pozniej juz stalam w kabinie prysznicowej, a po wyjsciu uslyszalam dziwne pytanie od niejakiej Liz, Amerykanki: How was your shower?... Cool, ironicznie usmiechajac sie do dziewczyny, ktorej nie za bardzo lubie.
Dobrze, wiec ide zjesc sniadanie, a z nim pozytywna energie. Przyda sie bez watpienia...




Go Journal
Go confidentaly in the direction of your dreams.Live the life you've imagined.
Dziewiec minut do meetingu i dziewiec minut do konca kaprysnej swobody. Jutro rano zacznie sie nastepny weekend z porzadna dawka nowych emocji i nauki, co mnie cieszy i przeraza jednoczesnie.